04 stycznia

#204. Wyspa strachu - Håkan Östlundh




Tytuł: Wyspa strachu
Tytuł oryginału: Släke
Autor: Håkan Östlundh
Wydawnictwo: Jagu
Liczba stron: 360
Data wydania: 11 maja 2016
Cena katalogowa: 39,90 zł


Szwedzkie kryminały działają na mnie jak magnes – długo się nie zastanawiam nad sięgnięciem po konkretny tytuł, jeżeli oczywiście mam takie możliwości. Tym razem zdecydowałam się na rozpoczęcie przygody z kryminalną sagą z Gotlandii, a po przebrnięciu przez pierwszą część wiem, że do kolejnych tomów już nie wrócę. 
Główny bohater, wraz ze swoją rodziną, przenosi się ze Sztokholmu na Gotlandię, gdzie ma nadzieję odnaleźć spokój. Jednak nic nie idzie po jego myśli, a w momencie, kiedy na wyspę zaczynają się zjeżdżać się turyści, spokój pryska jak mydlana bańka. Na początku zaczyna się niewinnie odnalezieniem rozpłatanej owcy, później jest już tylko gorzej. 

Wyspa strachu to jeden z kryminałów, który niesamowicie mi się dłużył i do którego od początku nie mogłam się przekonać. Zapowiadał się całkiem nieźle, zagadka kryminalna wydała mi się całkiem intrygująca, ale ciągłe drążenie tematu zabójcy okazało się uśpić moją czujność, przez co ostatecznie nie spodziewałam się takiego rozwoju spraw. Wydawałoby się, że długie i mozolne poszukiwanie zabójcy to coś dobrego – przynajmniej w kryminałach – coś co sprawia, że czytelnik staje się bardziej zaangażowany w śledztwo, że sam zaczyna analizować, kto mógł dopuścić się danej zbrodni. W Wyspie strachu to nie wyszło, a ze strachem niewiele miała ona ostatecznie wspólnego. Do tego dochodzi dość mocno rozbudowany wątek prywatnego życia głównego bohatera, co jeszcze bardziej rozbijało mi kryminalną otoczkę. Autor chyba za bardzo chciał dopieścić głównego bohatera, przez co inne – jeszcze ważniejsze elementy jego kryminału – musiały na tym ucierpieć. Zabrakło mi też stopniowo budowanego napięcia - miałam wrażenie, że pojawiało się ono znienacka, przez przypadek, niż jakby zostało wcześniej zaplanowane. Mnóstwo niedociągnięć, a za mało kryminału w tym kryminale… 

Jeżeli miałabym podsumować jednym słowem ten kryminał, powiedziałabym, że po prostu był nijaki. Zachęciła mnie do niego barwna okładka i intrygujący tytuł, ale – jak się znów okazuje – nie powinno się oceniać książek po okładce.  

2 komentarze:

  1. Nie znam i raczej nie poznam, jest na świecie dużo lepszych kryminałów. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że taki średni. Mnie okładka też by zachęciła.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.